piątek, 3 maja 2013

Rozdział 2

Gdy tylko przyjechałem do domu, zostawiłem torbę w pralni. Rozejrzałem się po całym domu, nigdzie nie było Dagmary. Nie wiedziałem gdzie poszła, nie miała pieniędzy więc gdzie mogła pójść? Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem poszedłem otworzyć.
- No siema! - do domu wparowali mi chłopaki,  Łukasz, Robert, Mario, Marco
- Dawno się nie widzieliśmy co? - zapytałem zamykając za nimi drzwi
- Jakieś 30 minut by się zebrało! - śmiał się Mario
- Dokładnie
- A gdzie zakupoholiczka? - śmiał się Robert
- Właśnie nie wiem, wróciłem do domu, a jej nie było
- Uuuuuuuu - krzyczeli Gotzeus
- Ale my nie przyszliśmy tutaj gadać o niej! tylko o naszym, a raczej twoim wieczorze kawalerskim! - Wyjeżdżamy! - zaczął Łukasz
- Chłopaki, wiecie że ja nie mam kasy!
- Spoko, my fundujemy!
- Nie zgadzam się!
- Ale to już przesądzone! Gdzie masz piwko? - pytał Mario
- W piwnicy na dole po lewej stronie, a gdzie wy chcecie jechać?
- Do Las Vegasss! - wskoczył na kanapę Reus - Będziemy szaleć!, Pić!, i spać z kim popadnie!
- Tak, a później ożenimy się z jakąś nieznajomą dziewczyną
- Tak! - przytaknął Robert
- Mam piwo! - krzyczał Gotze niosąc zgrzewkę
- Świetnie!
- To wyjeżdżamy za trzy dni - odpowiedział Łukasz. W tym samym czasie do domu weszła Dagmara, obładowana torbami po zakupach.
- Halo! Może by mi ktoś pomógł?! - stanęła na środku - Ej no! Chłopaki!
- Dla ciebie panowie! - odpowiedział stanowczo Mario biorąc łyk piwa
- Kubuś! No pomóż! - nie miałem wyjścia, wstałem podszedłem do niej wziąłem torby i zaniosłem za nią na górę.
- Skąd miałaś pieniądze?
- A wiesz - podeszła do mnie zawieszając ręce na moich ramionach - Jest coś takiego jak kredyt
- Słucham?!
- Oj kotku - pocałowała mnie - Nie gniewaj się
- Jak mam się nie gniewać! Wydałaś ostatnie nasze pieniądze na to! - wskazałem torby pełne różnych ciuchów - Nie mamy z czego żyć! Z czego zapłacić rachunków! A ty jeszcze bierzesz kredyt!?
- Ale Kubuś ...
- Sama będziesz go spłacała! Ja ci nie dam ani grosza! - wyszedłem z pokoju trzaskając za sobą drzwiami. Zszedłem do chłopaków na dół, siedzieli, pili piwo i rozmawiali o naszym wyjeździe.
- Dobra, wyjeżdżamy! - powiedziałem stanowczo
- No! na reszcie gadasz do rzeczy! - podeszli do mnie i przytulali się.
- Idziemy się napić! - zarządził Gotze
- Mało Ci? - śmiał się Łukasz
- Tak! Idziemy! - wyciągnął wszystkich do jakiejś knajpy. Zamówił kilka butelek wódki, i tak siedzieliśmy cały wieczór.



Właśnie zbierałam się do wyjścia, gdy zadzwonił mój telefon. Okazało się że to Michał.
- Hej, kochanie, stęskniłeś się? - dobierałam
- Nie, mamy dzisiaj kolacje z dyrektorem dużej firmy 
- Aha i co w związku z tym?
- Jak to co?! Masz pieniądze to kup sukienkę a ja o 9 przyjadę po ciebie
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, teraz muszę kończyć bo Jola przyszła
- To pa  odpowiedziałam smutno. No tak, Jola, wysoka, piękna, blondynka, z długimi nogami. Widziałam ją kilka razy, wydawała się nawet miła, słyszałam parę plotek, że ona i Michał maja romans ale nie chciałam w to wierzyć, miałam nadzieje że nie jest taki głupi i nie zrobi mi tego. Właśnie dochodziłam do restauracji. W środku siedziały już dziewczyny.
- No heej! -przywitały mnie wszystkie
- Mamy plan! - zaczęła Izabella
- Oo już się boję
- Na twój wieczór panieński wymyśliłyśmy coś ekstra!
- Łał, no a co takiego?
- Wyjeżdżamy! - nie powstrzymała sie Patrycja
- O kolejny genialny pomysł Martyny? - spojrzałam w jej stronę
- tym razem to pomysł Izabelli! - broniła się
- A więc tak, jedziemy do Las Vegas!
- No jeszcze tam nas nie było! - śmiałam się
- Masz racje nie było, dlatego tam jedziemy!
- Bilety zamówione, hotel też - odpowiedziała Patrycja
- A kiedy?
- Za trzy dni! - oznajmiła Iza
- Michał się nie zgodzi
- Miej go w dupie! To twoje święto! - krzyczała Martyna, tak że goście restauracji się spojrzeli jak na kretynki
- Dobra, dziewczyny pomyślę, a teraz muszę spadać kupić sukienkę na kolacje z szefem
- Żadne pomyślę! To jest już przesądzone! Jedziemy i koniec! - sprostowała Patrycja
- Dobra, dziewczyny, okej ja lecę po sukienkę, zdzwonimy się wieczorkiem! Paa! - pożegnałam się z dziewczynami, i poszłam do pierwszego lepszego sklepu. Wybrałam wydawała mi się najbardziej stosowna. Wróciłam do domu, akurat dochodziła 8, spokojnie się wykąpałam, ułożyłam włosy i ubrałam sukienkę. Pod domem czekał już Michał. Wyszedł przed samochód i czekał na mnie.
- Nie mogłaś bardziej eleganckiej sukienki wybrać! - naskoczył na mnie gdy tylko wyszłam z domu
- Ale o co ci chodzi?! Jest okej!
- Dobra nie ważne! Nie wychylaj się a będzie okej - poczułam się strasznie, tak jakby ktoś zmieszał mnie z błotem.
- Na kolacji będzie Jola
- Świetnie - odpowiedziałam z sarkazmem. Gdy dojechaliśmy do restauracji cały czas szłam za Michałem żeby nie robić mu wstydu. Chwile później dołączyła do nas Jola w swojej sukni.
- Widzisz, przynajmniej Jola jest stosownie ubrana! - wyszeptał mi po cichu. Całą kolacje siedziałam i się nie odzywałam, pogawędka toczyła się między Michałem-dyrektorem-Jolą. Gdy kolacja sie skończyła, Michał odwiózł mnie do domu, a raczej pod dom mówiąc że musi poprawić jeszcze projekt i wróci bardzo późno. Weszłam do domu, rozebrałam z sukienki, zjadłam normalną kolacje i poszłam spać.


---------------------------------------------------------------------
No to mamy rozdział, przepraszam że dopiero teraz, ale cierpię na częstą chorobę braku weny :'( Jak ja tego nienawidzę! :'( Mam nadzieje że następny rozdział będzie "fajniejszy" Ale mam nadzieje że ten nie jest aż tak straszny :)

Pamiętaj!
CZYTASZ - KOMENTUJ

Pozdrawiam! :*